środa, 2 sierpnia 2017

Co to był za mecz...

PANIE KUBOT, PANIE MELO, KOŃCZ PAN TEN MECZ!

Może i nie tak brzmiały kultowe już słowa Tomasza Zimocha kierowane w stronę tureckiego sędziego, ale oglądając ten niesamowity mecz chciało się tak krzyknąć. Finał Wimbledonu męskiego debla na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Niezaprzeczalnie uplasowuje się na pozycji numer jeden najlepszych spotkań rywalizacji w parach. 279 minut ogromnych emocji, które zakończyły się zwycięstwem polsko-brazylijskiego duetu, stworzonego przez Łukasza Kubota i Marcelo Melo.

Jeszcze nigdy z tak zapartym tchem nie oglądałam spotkania deblowego. Muszę się przyznać, że do tej pory nie za bardzo interesowałam się rywalizacją w parach. Singlowe mecze cieszą się o wiele większą popularnością oraz atencją. Ale gdy nasz rodak gra w decydującym meczu najbardziej prestiżowego turnieju na świecie, nie ma żadnej dyskusji. Oglądam. Nie sądziłam, iż w sobotnie popołudnie, a także wieczór, spędzę aż cztery godziny i 39 minut skoncentrowana na żółtej piłeczce oraz czterech dżentelmenach w białych strojach. To spotkanie było jednak niezwykłe. Jeśli w tenisie istniałby remis, to właśnie w tym finale. Pięciosetowy thriller nie miał wyraźnych faworytów. Gdy Łukasz i Marcelo wysuwali się na prowadzenie, zaraz mogli poczuć oddechy przeciwników na plecach. Byli to Oliver Marach, dawny partner deblowy Polaka z Austrii, oraz najmłodszy z całego towarzystwa Mate Pavić z Chorwacji. Mecz zakończył się wynikiem 5:7, 7:5, 7:6 (2), 3:6, 13:11. Tak, ostatnia partia składała się aż z 24 gemów. W międzyczasie nastąpiła przerwa na zasunięcie dachu nad kortem centralnym, co jeszcze wydłużyło czas gry.

Przerwa przysłużyła się jednak Kubotowi oraz Melo, którzy dokończyli dzieła. W zasadzie dokończył go Pavić nieudanym zagraniem w siatkę. Co ciekawe jako jedyny zawodnik z bohaterów sobotniego finału utrzymywał swój serwis przez cały mecz. Po raz pierwszy, i zarazem ostatni, stracił go w decydującym gemie. Chorwat postrzegany był jako najlepszy na korcie. Jego podanie było bardzo trudne do zareturnowania, a refleks wraz z szybkością przykładały się do dobrej skuteczności przy siatce. Mimo tego, w poszczególnych odsłonach spotkania, każdy z tenisistów chociaż przez chwilę wyróżniał się nieprawdopodobną wirtuozerią, czy antycypacją. Po ostatnim punkcie zwycięska drużyna upadła na kolana, aby za chwilę paść sobie w ramiona. Łukasz tradycyjnie odtańczył kankana, jak po każdym triumfie. Był to jednak najszczęśliwszy kankan w jego karierze. W czasie ceremonii wręczenia trofeów widać było łzy wzruszenia na jego twarzy. Atmosfera euforii udzieliła się także mnie - uroniłam łzę, czując niesamowite szczęście. Niestety po wręczeniu pucharów nie było momentu na krótkie przemowy bohaterów spotkania. Bardzo żałowałam tej decyzji, chciałam usłyszeć, co do powiedzenia mają Kubot i Melo. 

Przez dojście do finału Brazylijczyk wywalczył fotel lidera rankingu deblistów, a mistrzowie Wimbledonu zakwalifikowali się do listopadowego turnieju kończącego sezon 2017, który odbędzie się w londyńskiej hali O2 Arena.

Po powrocie do Polski Łukasz udzielił kilku wywiadów, w których zaznaczył, że zwycięstwo na trawiastych kortach londyńskiego Wielkiego Szlema było spełnieniem jego marzeń. Teraz przypominać mu może o tym piękny, srebrny puchar, na który (jak sam przyznał) może patrzeć godzinami. Pierwszą osobą, do której zadzwonił po zwycięstwie była mama. Płakał ze szczęścia do słuchawki. Mama najpierw się śmiała,  a następnie zaczęła płakać z radości razem z synem. Lubinianin może być prawdziwym wzorem do naśladowania dla młodych sportowców. W swoich wypowiedziach ujmuje skromnością, pokorą oraz szczerością.

Kubot razem z Żyrafą, jak nazywany jest jego partner, który mierzy aż 203 cm wzrostu, zaczęli już przygotowania do kolejnego ważnego turnieju, US Open. Ale Wimbledon to nie ich jedyny sukces w tym roku. Wcześniej wygrali w Miami, Madrycie, s-Hertogenbosch i Halle. Mam nadzieję, że to dopiero początek!

Na twitterze sukcesu pogratulowały Agnieszka Radwańska oraz Francuzka Alize Cornet. A nowy numer jeden na świecie pochwalił się, jak wyglądał tradycyjny Champions Dinner, czyli wystawna kolacja dla triumfatorów w grze singlowej, jak również deblowej.

Post udostępniony przez Marcelo Melo (@marcelomelo83)
Aby zobaczyć więcej zdjęć z przyjęcia dla mistrzów trzeba kliknąć w strzałkę po prawej stronie zdjęcia ;)

Jeżeli nie widzieliście tego spektakularnego widowiska, to błąd, ale można go naprawić, oglądając najważniejsze momenty spotkania na profilu Wimbledonu na Youtube. Jeśli widzieliście mecz, i tak warto sobie przypomnieć. Do napisania i przeczytania!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz